Klapa tajnej akcji wrocławskiej policji. Jak nie złapano podpalacza nielegalnego wysypiska śmieci

Reklama

czw., 05/23/2019 - 06:32 -- zzz

Nielegalne składowisko śmieci przy ul. Szczecińskiej we Wrocławiu zostało podpalone trzy dni po tym, jak policja zdjęła kamerę, przy pomocy której przez kilka miesięcy w tajemnicy nagrywała to miejsce. Tak wynika z naszych nieoficjalnych informacji. Dolnośląska policja tej historii nie komentuje. Bo tego typu akcje, jak obserwacja i zakładanie kamer, to działania tajne i komentować ich w żaden sposób nie można. Mimo wszystko liczymy na to, że ktoś w policji sprawę zbadał albo zbada. I sprawdzi jak było.

Przypadek? Zbieg okoliczności? Przeciek z policji? A może „tajna” akcja wrocławskich policjantów tak naprawdę „tajna” nie była? Jedno wydaje się być pewne. Operacja zakładania kamery nie była dobrze zakonspirowana. Kiedy szczegóły opowiadamy naszym ekspertom, byłym policjantom, śmieją się, że to amatorszczyzna. Chcielibyśmy poznać opinię policji w tej sprawie.

Tę historię znamy z kilku niezależnych od siebie źródeł. Muszą pozostać anonimowe. Oto co ustaliliśmy. Latem ubiegłego roku w jednej z wrocławskich firm, która ma swoją siedzibę przy Szczecińskiej, pojawili się policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Zapytali o możliwość skorzystania z dachu jednej z hal. Tłumaczyli, że muszą zainstalować kamerę, bo tropią plantatorów konopi indyjskich, rzekomo uprawiających narkotyczną roślinę w pobliskich krzakach przy torach. Zostali odesłani do innej firmy – właściciela obiektu.

Co ciekawe, jeden z naszych rozmówców twierdzi, że funkcjonariuszom pokazano miejsce na dachu, z którego dobrze widać rzeczone krzaki a źle nielegalne wysypisko. Ale tam kamery nie zamontowali. Woleli inne miejsce, z którego gorzej widać krzaki a lepiej wysypisko. Kto inny zapewnia, że o żadne narkotyki nie chodziło. Była to – mówi – operacja wydziału do walki z przestępstwami gospodarczymi. Wymierzona w składowisko na Szczecińskiej.

Wrocławski magistrat od dłuższego czasu miał problem z tym wysypiskiem. W lipcu 2017 urząd wszczął postępowanie. Na przełomie 2017 i 2018 roku miejscy urzędnicy sześć razy wizytowali wysypisko. Decyzja, nakazująca jego likwidację i uporządkowanie terenu, wydana została 6 listopada 2017. W dniu 29 stycznia 2018 minął termin, jaki przedsiębiorca miał na likwidację swojego składowiska. Ale tego nie zrobił. W lutym magistrat zawiadomił prokuraturę. Wszczęła śledztwo, ale umorzyła je w październiku. Wysypisko jest nielegalne, ale nie zagraża środowisku – orzekli śledczy. Tajna akcja policji z kamerą mogła trwać mimo umorzenia śledztwa. I trwała – wynika z naszych informacji.

Kamerę zdemontowano w grudniu. - Trzy dni przed pożarem – mówi nam osoba znająca szczegóły sprawy. Inny nasz rozmówca twierdzi, że powód był prozaiczny. Nagranie nie przynosiło spodziewanych rezultatów. Nic istotnego dla ścigających ewentualne przestępstwa z tych nagrań nie wynikało. Gdyby poczekali trzy dni, moglibyśmy znać prawdę o wielkim pożarze.

Pożar wybuchł – przypomnijmy – w niedzielę, 16 grudnia 2018. Nad składowiskiem pojawił się słup ognia i dymu zawierający toksyczne substancje jak chlorowodór, cyjanowodór, fosgen, tlenki siarki, tlenek węgla, dwutlenek węgla, fosforowodór, formaldehyd. Na Szczecińskiej składowane były m. in. tworzywa sztuczne, plastikowe okna czy beczki ze zużytymi olejami silnikowymi. W czasie akcji gaśniczej, w której uczestniczyło w pewnym momencie nawet ponad 40 jednostek straży pożarnej, dwie osoby ucierpiały.

Do dziś trwa śledztwo w tej sprawie. Wiadomo już, że było to podpalenie, ale nie wiadomo kto za nim stoi. Przypadkowe osoby czy ktoś kto miał związek z firmą, prowadzącą nielegalne wysypisko? Próbowaliśmy porozmawiać z osobą, która zawiadywała śmietniskiem. Ale rozłączył telefon jak tylko usłyszał, że rozmawia z dziennikarzem.

 

Wiedział o kamerze? - Mógł wiedzieć – twierdzi jeden z naszych informatorów. Zarządzający wysypiskiem bardzo się pilnowali. Przed wjazdem cały czas w samochodzie dwie osoby sprawdzały czy nie jedzie straż miejska albo inna kontrola. Mogli zorientować się, że ktoś się kręci na dachu i coś instaluje. Szczególnie, że o zakładaniu kamery policjanci rozmawiali z cywilami, prowadzącymi w pobliżu swoje biznesy.

Nasi eksperci załamują ręce. - Zakładanie kamer to działania operacyjne, czyli tajne. Powinno się to robić tak żeby nikt nie wiedział, że to policja – mówi nam emerytowany funkcjonariusz. - Wiele razy uczestniczyłem w podobnych akcjach. I nikt nie wiedział, że coś robimy i nagrywamy.

Autor: 
zzz
Źródło: 
gazetawrocławska

Reklama

plportal.pl