To może być jeden z największych skandali w policji. Funkcjonariusze BSW najpierw zdobyli tajną listę współpracowników CBŚP, później namawiali ich do obciążenia policjantów z zespołu werbunkowego. Kiedy to nie wyszło, zaczęli odwiedzać przestępców. Cel? Wrobić dobrego policjanta.
Marcin Miksza pracował w policji 18 lat. Zaczynał w drugiej połowie lat 90. od służby zastępczej. Później był zwykły patrol, szkoła policji w Szczytnie, awanse. Szybko piął się w policyjnej hierarchii. W 2004 roku przeszedł do Centralnego Biura Śledczego Policji. Tam trafił do zespołu werbunkowego – elity CBŚP. W jego skład wchodzi kilka osób na każdy zarząd wojewódzki. To oni odpowiadają za pozyskiwanie Osobowych Źródeł Informacji, w tym tych najważniejszych agentów.
W 2010 roku Miksza został naczelnikiem wydziału narkotykowego olsztyńskiego zarządu CBŚP. Pracował przy największych operacjach policji. Do czasu. Z myśliwego stał się zwierzyną. Polowanie na niego rozpoczęło Biuro Spraw Wewnętrznych. Nie obowiązywały tutaj żadne reguły. Cel był tylko jeden: pozbawić policjanta pracy i zniszczyć jego reputację.
Teraz działaniami BSW zajmuje się prokuratura. Świadkowie podczas przesłuchań zeznawali, że byli nakłaniani do obciążenia policjanta. Namawiać ich do tego mieli funkcjonariusze BSW.
Kiedy prokurator zajmował się BSW, na jaw zaczęły wychodzić inne dziwne zdarzenia, które miały zdyskredytować policjanta. Z olsztyńskiego zarządu CBŚP wyciekła lista tajnych współpracowników. Ktoś napisał anonim, w którym ujawnił dane agenta CBŚP i wysłał do parlamentarzystów. Wszystko wskazuje na wojnę w policji. Wojnę, którą sami policjanci wypowiedzieli najlepszemu z nich.
Oskarżony przez bandytę
Zbierając informacje do tego materiału, rozmawialiśmy z policjantami, prokuratorami i przestępcami. Historia przypomina film, ale scenariusz do niej napisało życie. Zespół werbunkowy, którego kierownikiem Miksza został siedem lat temu, nie tylko pozyskuje tajnych współpracowników, ale też pracuje z nimi podczas operacji specjalnych. Miksza świetnie się do tej roli nadawał. Wysoki, o wysportowanej sylwetce – wyglądał jak pierwowzór Maiamiego z „Pittbula” Patryka Vegi. On sam o tej pracy mówić nie chce. Zabrania mu tego prawo. Wszystko, co robił, objęte jest tajemnicą.
Kiedy w 2013 roku Miksza został naczelnikiem wydziału narkotykowego olsztyńskiego zarządu CBŚP, szybko zajął się jego reorganizacją. Zwolnił policjantów, którzy nie mieli wyników. Podrzędny dotąd wydział w Olsztynie szybko znalazł się w czołówce CBŚP w kraju. Jego policjanci likwidowali laboratoria amfetaminy, udaremniali przemyty czy likwidowali plantacje marihuany. I to był początek kłopotów Mikszy. Dawni koledzy, zwolnieni przez niego z CBŚP, trafili do Biura Spraw Wewnętrznych. I wtedy BSW zaczęło interesować się naczelnikiem.
Założono mu podsłuchy i obserwacje. Oficjalnie Biuro szukało korupcji. I nie mogło nic znaleźć. Do czasu. Z pomocą BSW przyszedł Jacek, który później na przesłuchaniu w prokuraturze przyznał się, że był współpracownikiem CBŚP w Olsztynie. Mitoman i wielokrotnie karany przestępca. Jacek był poszukiwany przez zarząd CBŚP w Gorzowie Wielkopolskim za pranie brudnych pieniędzy. Został zatrzymany i trafił do aresztu.
– Przypomniał sobie, że współpracował z chłopakami z Olsztyna. Wydzwaniał do nich, by pomogli mu wyjść z aresztu. Nie wiedział, że to Miksza i jego zespół pomogli nam go zatrzymać – opowiada policjant CBŚP. Jacek w Gorzowie dostał zarzuty za wypranie 500 tys. zł, które przelał na konto swojego brata. Od policjantów z Olsztyna domagał się nie tylko pomocy w sprawie aresztu, ale też w odzyskaniu pieniędzy. Nic nie wskórał.
Wtedy trafił do Prokuratury Regionalnej w Szczecinie. Tam w 2016 roku usłyszał zarzuty w sprawie dopalaczy. W Szczecinie, składając wyjaśnienia, Jacek zaczął obciążać policjantów z Olsztyna. Opowiedział, że Miksza i dwóch innych funkcjonariuszy pozwoliło mu wprowadzić do obrotu środki odurzające. To wystarczyło, by policjantom postawić zarzuty. Sprawdziliśmy opowieść Jacka. Nic w niej się nie zgadza. Najciekawsze jest to, że wszystkich bohaterów, o których opowiada Jacek, Miksza i jego ludzie zatrzymali do sprawy narkotykowej.
Całość zdarzeń opisana jest w dokumentacji CBŚP. Miksza dostał zarzuty w lutym 2016 roku. Od tego czasu prokurator nie jest w stanie napisać aktu oskarżenia. Na tym jednak nie koniec.
Prokuratura na tropie BSW
W 2017 roku Prokuratura Okręgowa w Toruniu wszczęła śledztwo w sprawie działań BSW. Podczas przesłuchań okazało się, że funkcjonariusze Biura odwiedzali w więzieniach bandytów, których zamykał Miksza. Ci z kolei zeznali w Toruniu, że byli nakłaniani przez BSW do obciążenia Mikszy. – Mówili: możesz się teraz na nim odegrać – zeznał jeden z przestępców.
Z akt sprawy wynika też, że na Mikszę do BSW doniósł jego były kolega z zarządu, który ma problemy z organami ścigania. Prokuratura Okręgowa w Łomży prowadzi śledztwo w sprawie defraudacji funduszu operacyjnego CBŚP w Olsztynie. Sprawę wykryło Biuro Kontroli i przekazało materiały do BSW. Podejrzewanym o wyprowadzenie pieniędzy jest policjant, który doniósł na Mikszę.
To jednak nie wszystko. Ktoś przekazał BSW listę informatorów, współpracowników i agentów pozyskanych przez olsztyński zespół werbunkowy, w czasie, kiedy kierował nim Miksza. Tożsamość 5 osób, które współpracowały w różnym charakterze z CBŚP z Ełku, Gdyni, Olsztynka i Warszawy, jest znana osobom trzecim. Co gorsza, wśród nich jest trzech agentów, czyli osoby, o których wiedzę powinno mieć tylko wąskie grono ludzi z CBŚP. Wszyscy byli odwiedzani przez funkcjonariuszy BSW KGP w Olsztynie, czyli policję w policji. Wypytywano ich o współpracę z jednym z policjantów z zespołu werbunkowego.
– Szukano na niego informacji. Pytanie: skąd ludzie, którzy nie mieli prawa znać tożsamości naszych źródeł, mieli o tym wiedzę? – wskazuje nasz informator w CBŚP. Inny funkcjonariusz dodaje: – BSW nie ma prawa znać tożsamości naszych OZI. Oni są postronni, jak dziennikarze, i nie mają prawa do takich informacji. Złamano słowo, które policja dała tym ludziom, że ich tożsamość będzie chroniona. To jest nie do pomyślenia.
To, jak wygląda praca ze źródłami i kto ma prawo znać ich tożsamość, reguluje poufne zarządzenie Komendanta Głównego Policji PF 634 z 2006 roku. Nie ma w nim mowy o BSW. Żaden przepis jawny i niejawny nie daje podstawy policji w policji do sprawdzania, czy nawet prowadzenia rozmów z agenturą CBŚP.
Nikt nic nie chce mówić
O działania BSW zapytaliśmy Komendę Główną Policji. Ta jednak odmówiła udzielenia informacji, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych.
Szefostwo policji zapytaliśmy też o to, kto może znać dane osobowe źródeł informacji pozyskanych do współpracy przez zespół werbunkowy CBŚP. Czy takie dane może znać BSW? Czy BSW w Olsztynie występowało w latach 2014 – 2016 o uzyskanie informacji na temat OZI, pozyskanych przez zespół werbunkowy CBŚP w Olsztynie? Tym razem zespół prasowy zasłonił się ustawą o dostępie do informacji publicznej. – Uprzejmie informuję, że informacja, o którą się pan zwrócił, podlega ograniczeniu określonemu w art. 5 ustawy o dostępie do informacji publicznej – stwierdził mł. insp. Mariusz Ciarka, rzecznik KGP.
– Przez tę akcję BSW wyhamowała praca ze źródłami. Nikt nie chce ryzykować tym, że za chwilę, nie wiadomo dlaczego, pojawi się u nich BSW – kończy policjant CBŚP.
Miasto poluje na gliniarza
Miksza został wydalony ze służby. W rozkazie, który otrzymał, nie ma żadnych dowodów, że splamił mundur. Usunięto go z CBŚP, bo w mediach pojawiły się informacje o śledztwie w Szczecinie. Komenda Główna Policji pytana o sprawę z Olsztyna albo milczy, albo zasłania się przed udzieleniem odpowiedzi wszystkimi możliwymi kruczkami prawnymi. Prokuratura Regionalna w Szczecinie, ta która postawiła Mikszy zarzuty, też nie jest rozmowna. Na większość pytań nie odpowiada, zasłaniając się dobrem śledztwa.
Zapytaliśmy o sprawę BSW Prokuraturę Okręgową z Torunia. – Z uwagi na dobro śledztwa nie mogę udzielić żądanych informacji – odpowiedział Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Kilka miesięcy temu Komenda Wojewódzka Policji w Olsztynie dostała informację, że byli bandyci, których zamykał Miksza i jego zespół, wydali na byłego naczelnika wyrok. Policjant nie dostał żadnej ochrony. Został sam.