Ta zbrodnia 19 lat czekała na wyjaśnienie. Jak dowiedział się nasz portal, Robert K. ps. Ciolo, jeden z najgroźniejszych polskich przestępców, skazany za kilka zabójstw, odpowie za brutalny napad na dom w Markach w 1993 r. Osławiony bandyta został oskarżony o brutalne tortury i usiłowaniem zabójstwa ochroniarza jednej z ofiar. Ta sprawa to efekt zeznań świadka koronnego, który działał w brutalnej bandzie „Ciola”.
Polskie media ochrzciły Roberta K. ps. Ciolo mianem najgroźniejszego płatnego zabójcy. W rzeczywistości K. nie był mordercą na zlecenie, ale groźnym i gotowym na wszystko bandziorem. Zresztą taka właśnie ocena przestępcy znalazła się w uzasadnianiu jednego z wyroków, na jakie został skazany: „Robert K. to bandyta. Potrafi tylko zabijać i rabować, dlatego należy na trwałe odizolować go od społeczeństwa”. Na początku lat 90 skupił wokół siebie grupę gotowych na wszystko desperatów i razem zaczęli dokonywać napadów. Od ponad 18 lat odsiaduje kilka wyroków, w tym dożywocia.
Dlatego był bardzo zaskoczony, gdy kilka miesięcy temu został zabrany ze swej celi na przesłuchanie w warszawskiej prokuraturze apelacyjnej. Stołeczny śledczy, przedstawił zdumionemu bandycie zarzut dokonania napadu na dom w Markach w 1993 r. „Ciolo” był pewien, że sprawa ta, dawno umorzona przez lokalną prokuraturę, została już przez wszystkich zapomniana. Tak samo zaskoczony był Janusz P. ps. Jacek, uważany za jednego z jednego z bossów stołecznego półświatka, którego oskarżono o zlecenie napadu.
Kaźń w Markach
Zebranie dowodów w sprawie brutalnego napadu sprzed 19 lat było możliwe, dzięki temu, że jeden z członków bandy „Ciola” – Sławomir S. ps. Piecia zdecydował się na współpracę wymiarem sprawiedliwości. W zamian za obszerne zeznania na temat działań Roberta K. a także działań tzw. gangu „Stare miasto”, który kontrolował Lublin ,otrzymał status świadka koronnego.
„Piecia” opisał jak w marcu 1993 r. pojechał razem z Robertem K. ps. „Ciolo”, Krzysztofem B. ps. „Krzywy” oraz Andrzejem Z. ps. „Bebol” do mieszkania Janusza P. ps. „Jacek”. Świadek nie uczestniczył w rozmowie swojego szefa z „Jackiem”. Dopiero, gdy bandyci wyszli z mieszkania, „Ciolo” miał powiedzieć, że jadą na nagraną robotę do Marek.
Ich celem była Stefania R., kobieta, która jak powiedział boss „nie chce podzielić się pieniędzmi ze spadku ze swoim pasierbem”. Bandyci weszli do domu R. i obezwładnili Józefę K., która pomagała na co dzień gospodyni. Po pewnym czasie na posesję przyjechał Stanisław F., emerytowany policjant, który dorabiał jako ochroniarz R. Gdy tylko mężczyzna wszedł do domu, został zaatakowany przez grupę „Ciola”. Robert K. miał strzelić do ochroniarza, raniąc go w brzuch. Rannego skuto kajdankami i zostawiono bez żadnej pomocy medycznej. Niedługo później w domu pojawiła się gospodyni, która również została obezwładniona.
Bandyci zażądali wydania pieniędzy oraz kosztowności. Przerażona Stefania R. spełniła żądanie bandytów. Jednak oni uznali, że łup wart w sumie ok. 7 mln starych zł, ich nie zadowala, więc zaczęli torturować gospodynię, przypalając ją żelazkiem. Gdy okazało się, że w domu nie ma już żadnych cennych przedmiotów, napastnicy uciekli. Napad tak przeraził gospodynię, że przez kilka miesięcy kazała swojemu ochroniarzowi sprawdzać wszystkie drzwi i okna. Nie odzyskała już sił po torturach i zmarła pół roku później.
Zimny morderca
Napad w Markach był typowy dla Roberta K. Tortury, zwłaszcza rozgrzanym żelazkiem i strzelanie do napadniętych stały się wizytówką jego bandy. W lipcu 1992 roku Robert K. wyszedł na przerwę w odbywaniu kary. Miał się opiekować chorą matką, ale w rzeczywistości chciał tylko dalej rabować. Już miesiąc później postanowił obrabować Krzysztofa S. dyrektora hurtowni „Cezary Wąsowski”. W skoku miał mu pomagać Andrzej Z. Gdy biznesmen pojawił się pod swoją firmą, bandyci podeszli do niego i przystawili pistolety do brzucha i głowy. Krzysztof F. próbował się bronić i wtedy „Ciolo” strzelił do niego. Przestępcy uciekli zostawiając śmiertelnie rannego biznesmena. Nic nie zrabowali. Krzysztof S. zmarł miesiąc później. Za tę zbrodnię „Ciolo” został skazany na 25 lat więzienia.
W tym samym roku banda wyjechała do Niemiec. Tam bandyta i jego kompani zaczęli napadać na kolekcjonerów antyków. Ofiary były wcześniej torturowane, m.in. duszono je i przypalano żelazkiem. W czasie jednego ze skoków zginęło małżeństwo z Solingen Wald. Robert K. zamordował też i spalił ciało swojego byłego wspólnika. Za te zabójstwa „Ciolo” został skazany na potrójne dożywocie. Kolejny taki wyrok usłyszał za morderstwo biznesmena i jego matki, mieszkających w Wytownie pod Słupskiem. W czasie procesów bandyta podkreślał, że jest niewinny i padł ofiarą spisku wymiaru sprawiedliwości.
Atak na świadka
„Ciolo” przyznał się do udziału w napadzie na dom w Markach. Podał jednak inny skład grupy, która mu towarzyszyła. Przekonywał także, że to nie on strzelał do ochroniarza, tylko zrobił to Sławomir S. Śledczy zdobyli jednak dowody wskazujące, że Robert K. kłamie. Krzysztof B., który został oskarżony razem z „Ciolem” zaprzeczył jakoby brał udział w ataku na Stefanię R. Podczas przesłuchania podał jednak wersję zdarzeń identyczną z tą, którą lansował jego szef.
– Możemy domniemywać, że została ona ustalona w porozumieniu z Robertem K. Wszystko po to, aby zdyskredytować świadka koronnego, który swoimi zeznaniami pogrążył śmietankę lubelskiego półświatka – mówi jeden ze śledczych.
Ostatni z oskarżonych - Janusz P. ps. Jacek także nie przyznał się do zarzutów. Nie chciał jednak składać wyjaśnień. Mimo zarzutu zlecenia napadu jest na wolności. Twierdzi, że padł ofiarą pomówień.
„Robert K. to bandyta. Potrafi tylko zabijać i rabować, dlatego należy na trwałe odizolować go od społeczeństwa”
„Stare Miasto”
„Ciolo” uniknął oskarżenia o kierowanie w latach 90. tzw. Starym Miastem, czyli gangiem terroryzującym Lublin i okolice. Po prostu przestępstwo to już się przedawniło. Jednak, gdy Robert K. trafił w 1994 r. do więzienia, jego ludzie dalej kontrolowali „Stare Miasto”. Liderami grupy zostali Waldemar S. (obecnie poszukiwany, prawdopodobnie ukrywa się w Niemczech), Krzysztof B. ps. Krzywy oraz Marek O. ps. Mumos. Co ciekawe świadek koronny Sławomir S. bardzo obszernie opowiedział o przestępstwach, których dopuścili się gangsterzy, jednak większość z nich uległa przedawnieniu. „Krzywego” udało się jednak oskarżyć także o kierowanie „Starym Miastem”.
W nowym stuleciu lubelscy gangsterzy działali już pod patronatem gangu „mokotowskiego”, którego rezydentem miał być wspomniany już Janusz P. ps. Jacek. Bandyci zbierali haracze, handlowali narkotykami i napadali na przedsiębiorców, ale i na ludzi z półświatka. W ciągu ostatnich dwóch lat banda ta została niemal doszczętnie rozbita. Za kraty trafiło kilkudziesięciu przestępców. „Jacka” oskarżono w listopadzie 2011 r. o kierowanie gangiem w Lublinie a także sprzedaż ponad 50 kg amfetaminy i czerpanie zysków z agencji towarzyskich kontrolowanych przez bandytów. Janusza P. obciąża także zlecenie porwania dwóch biznesmenów, którzy chcieli oszukać mokotowskich gangsterów.
Emeryt?
Janusz P. to jeden z ostatnich gangsterów tzw. starej gwardii półświatka. On sam twierdzi, że nie ma nic wspólnego z gangsterką i jest schorowanym emerytem. Jednak stołeczni policjanci przypisywali mu współpracę z Wiesławem „Wariatem” oraz Henrykiem „Dziadem” Niewiadomskimi, kierującymi gangiem ząbkowsko-praskim. Miał także utrzymywać kontakty z szefem „Wołomina” – Marianem K. ps. Maniek. Pod koniec ostatniej dekady XX wieku, Janusz P. związał się ze Sławomirem Sz. ps. Krakowiak oraz Krzysztofem K. ps. Nastek. Po śmierci „Nastka” (zastrzelono go w lutym 2005 r. na warszawskim Bemowie) i odejściu z „branży” Sławomira Sz., Janusz P. miał zająć się kontrolą nad praskimi agencjami towarzyskimi.
Policja podejrzewała, że Janusz P. współpracował także ze znanym praskim handlarzem narkotyków Andrzejem G. ps. Nerwowy. Niewykluczone, że to dzięki niemu poznał dostawców BMK do produkcji amfetaminy a także zdobył kontakty do przemytników marihuany. „Nerwowy” był uważany za jednego z ważniejszych handlarzy narkotyków w Polsce i Europie.